Brandon Sanderson – Słowa światłości [Recenzja]

Niespełna dwa miesiące po przeczytaniu Drogi królów – pierwszego z dziesięciu zaplanowanych tomów Archiwum Burzowego Światła Brandona Sandersona, zabrałem się za kolejny z nich. Lektura tego monumentalnego tomiszcza liczącego sobie 956 stron zajęła mi prawie cztery miesiące. Słowa Światłości okazały się godnym następcą Drogi królów, jednak pomimo wyeliminowania błędów poprzednika pojawiło się kilka nowych. W dalszym tekście znajdują się spoilery do pierwszej części, uwaga!

Fabuła ponownie zabiera nas ponownie do ogarniętego wojną Rosharu. Na Strzaskanych Równinach arcyksiążęta Alethkaru w odwecie za zabójstwo ich króla Gavilara toczą walkę z Parshendimi. Jednak dawne układy, przyjaźnie, a nawet pierwotny cel wojny odchodzą do lamusa na rzecz walki o kryształy ukryte w przepastnych bestiach bytujących na równinach. Pozostałe państwa Rosharu ogarnia chaos po serii królobójstw. Tymczasem w oddali czyhają starożytne moce rwące się do zniszczenia ludzkości. Wygląda na to, że w sprawę wmieszali się także bogowie…

Znacząco rozwinięto wątek Shallan. W pierwszej części była ona bardzo enigmatyczną postacią, którą dało się lubić mimo jej idiotycznych zachowań i dziecięcej naiwności. Teraz na szczęście przeżywa przemianę wewnętrzną i z dziecka we mgle staje się w miarę dorosłą i odpowiedzialną osobą. Podczas podróży poznaje tajemniczą Tyn, która sporo namiesza w jej życiu. Doskonali także swoje umiejętności, choć nie jest jeszcze do końca świadoma tego, co tak naprawdę potrafi. Coraz rzadziej daje się wodzić za nos. Dominuje i splata sieć intryg mającą jej pomóc odkryć prawdę na temat Pustkowców. Poznajemy także kilka wstrząsających faktów na temat jej przeszłości. Dzięki temu można bardziej polubić jej postać. Przemiana Shallan z męczącej naiwniaczki w silną kobietę to jeden z najmocniejszych punktów Słów Światłości.

Z pewnością interesującym zabiegiem jest przeniesienie części narracji na Eshonai, członkinię Piątki zarządzającej Parshendimi na Strzaskanych Równinach. Dotychczas zabójcy króla Gavilara byli bardzo enigmatycznym ludem. W drugim tomie autor wyjawił nieco więcej na ich temat – poznaliśmy ich strukturę społeczną, władze i relacje panujące między poszczególnymi formami, w które mogą się przeobrazić. Czytamy także o kilku faktach, które pozwalają nam lepiej zrozumieć, dlaczego postanowili przeprowadzić zamach.

Bardzo spodobała mi się koncepcja podróży ludzkiego bohatera wraz z jego nadprzyrodzonym towarzyszem. W pierwszej części dotyczyła onaKaladin i Syl, zaś tutaj to Shallan otrzymała taką istotę. Więcej nie zdradzę, gdyż byłby to zbyt duży spoiler. Interakcje między postaciami a ich towarzyszami to bardzo interesujący aspekt Słów Światłości. Bohaterowie, tłumacząc im zawiłości świata, w którym się znajdują, przekazują tę wiedzę także czytelnikowi. Nadprzyrodzeni towarzysze są więc innym od opisów sposobem przedstawienia powieściowej rzeczywistości i pewnego rodzaju pomostem między autorem a odbiorcą.

Sanderson sukcesywnie rezygnuje z ogranego już toposu damy w opałach. Zamiast kreować delikatne księżniczki rodem z wieży z kości słoniowej, tworzy silne i niezależne postaci kobiece. I wychodzi mu to bardzo dobrze. Bohaterki takie jak Jasnah, Navani, czy Shallan to twórcze i aktywne kobiety mające wielki wpływ na rozwój historii. Znakomicie spełniają się w swoich rolach, a ich wypowiedzi są bardzo dobrze napisane. Nie są to jednak bohaterki bez skazy. Każda z nich ma za sobą burzliwą przeszłość, z którą próbuje sobie poradzić. Autor tworzy pełnowymiarowe postaci, które intelektem i pomysłowością nieraz dominują nad mężczyznami.

Sceny batalistyczne oraz pojedynki zostały opisane na tyle dobrze, by zacząć żałować, że nie ma ich więcej. Porządna bitwa była w sumie tylko jedna i to na samym końcu. Na szczęście jest sporo pojedynków rozsianych równomiernie po całej książce. Słownictwo oraz dynamika, z jakimi autor opisał rozmaite batalie, stoją na wysokim poziomie – trzymają w napięciu i nie pozwalają oderwać się od lektury.

Niestety, wątek Shetha nie został wystarczająco rozwinięty. I choć pod koniec książki dowiadujemy się nieco więcej na temat jego przeszłości, to wciąż wiemy o wiele za mało. Tajemniczy zabójca z Shinovaru pozostaje zagadką. A szkoda, bo to bardzo interesująca postać i chciałbym poznać ją lepiej.

Choć od pierwszego tomu Kaladin przeszedł dużą przemianę wewnętrzną, a także zyskał nowe umiejętności, wciąż irytuje swoim charakterem. Jego paranoja na punkcie życia członków oddziału sprawia, że jest nieufny wobec wszystkich pozostałych ludzi. Wciąż ma tendencję do myślenia, że wszyscy jasnoocy są źli do szpiku kości. Niełatwo przekonuje się nawet do tych, którzy wiele dla niego zrobili – Dalinara i Elhokara. Jego frustracja i niezrozumienie funkcjonowania mechanizmów władzy królewskiej i arcyksiążęcej nieomal prowadzą go do katastrofy. W efekcie przez większość czasu nie da się go lubić. Zmienia się to jednak pod koniec powieści, co daje pewne nadzieje na to, że w trzecim tomie Kaladin będzie przynajmniej znośną postacią.

Rozwinięty system wierzeń i bóstw jest składową większości dobrych powieści fantasy. Nie inaczej jest w Archiwum Burzowego Światła. Każda nacja ma swoich bogów, którym oddaje cześć. Kilka razy objawią się  oni niespodziewanie we własnych osobach i gwałtownie zmienią bieg wydarzeń. Waham się między tym, czy jest to paskudna deus ex machina, czy raczej wydarzenie, którego można było się spodziewać.

Jeśli chodzi o wydanie, to prezentuje się ono przyzwoicie. Ilustracja na okładce jest estetyczna, a grzbiet i tył przyjemne dla oka. Jednak wydanie tak wielkiego tomu w miękkiej oprawie jest nietrafionym pomysłem. W przypadku Archiwum burzowego światła twarde okładki są konieczne z uwagi na wygodę czytelnika i spory format. W książce wciąż roi się od literówek. Niestety, tak samo jak w pierwszej części zaburza to pozytywny odbiór całości i jak natrętna mucha przeszkadza w czytaniu.

Słowa Światłości to całkiem niezła kontynuacja pierwszego tomu. Pomimo  kilku wad seria wciąż mi się podoba i zamierzam czytać dalej. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w trzecim tomie znikną niektóre słabe strony drugiego i nie pojawi się zbyt dużo nowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dumnie wspierane przez WordPressa | Motyw: Baskerville 2. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑