Skarb w głębi duszy, czyli o dobrych i złych stronach Ani, nie Anny

Anią z Zielonego Wzgórza nie mam zbyt dobrych wspomnień – była to jedna z nudniejszych lektur przeczytanych przeze mnie w podstawówce. I choć przelane na papier przygody rudowłosej sieroty przygarniętej przez rodzeństwo Cuthbertów nie budziły u mnie gorących uczuć, postanowiłem obejrzeć produkcję Netflixa. Ania, nie Anna okazała się godna swoich wysokich ocen.

Serial rozpoczyna się w podobnym momencie co książka. Rodzeństwo Cuthbertów – Mateusz i Maryla, podejmują decyzję o przygarnięciu z sierocińca chłopca do pomocy w pracy na roli. Wskutek pomyłki zamiast niego przyjeżdża dziewczynka – Ania. Po długich naradach rodzeństwo postanawia nie odsyłać podopiecznej do sierocińca i zatrzymać ją. W tym momencie serial podąża swoimi własnymi ścieżkami. Odwołania do książkowego pierwowzoru pojawiają się okazjonalnie, ale produkcja w większości opowiada osobną historię.

Pierwszym co rzuca się w oczy jest perfekcyjny casting. Każdy aktor z czasem ekranowym większym niż pięć minut znakomicie spisuje się w swojej roli. Pierwsze skrzypce gra rzecz jasna Amybeth McNulty w roli Ani. Jest niesamowicie egzaltowana, marzycielska i gadatliwa. Twórcy dołożyli głównej bohaterce traumatyczne przeżycia z sierocińca, co stanowiło dla Amybeth jeszcze większe wyzwanie aktorskie, bo do standardowej kreacji aktorskiej Ani musiała dołożyć nieco mrocznych elementów. Geraldine James jako Maryla to czyste złoto. Znakomicie ukrywa iskrę serdeczności dla Ani pod płaszczykiem surowej, srogiej i praktycznej starej damy. W serialu została pokazana jej przeszłość, pierwsze romanse oraz powody, dla których wybrała życie z Mateuszem. To postać, która ma w sobie mnóstwo głębi i odkrywa niebagatelną rolę w życiu Ani. Kolejną równie ważną dla sieroty personą jest Mateusz. Robert Holmes Tomson miał do spełnienia niebagatelną rolę. Oglądając go na ekranie, przypomniał mi się pan Dulski z Moralności pani Dulskiej – obaj panowie żyli niejako pod pantoflem swoich życiowych towarzyszek i nie byli zbyt rozmowni. Mateusz to postać, która niewiele mówi, posługuje się raczej zaawansowanym system mruknięć, chrząknięć i zakłopotanych spojrzeń. Pomimo niewielu kwestii do wypowiedzenia jest piekielnie znaczącą postacią. To jego choroba jest powodem, dla którego Cuthbertowie postanawiają przygarnąć kogoś do pomocy. Mateusz to także pierwsza przyjazna i chętna do słuchania postać, którą spotyka Ania. Między tymi dwoma bohaterami zawiązuje się niezwykła więź, która z czasem się pogłębia. Każde z nich jest w stanie dużo poświęcić dla drugiego. Przy omawianiu głównych postaci serialu warto poświęcić chwilę Gilbertowi – przyjacielowi i zarazem przeciwnikowi Ani. Grana przez Lucasa Jade Zumanna postać ma w sobie mnóstwo uroku, a jego relacja z rudowłosą od samego początku jest bardzo żywiołowa. W drugim sezonie dostaje dużo czasu ekranowego, przez co narracja jest prowadzona dwutorowo. Gilbert to ciepła i przyjacielska postać, która przechodzi liczne zmiany w trakcie trwania serialu.

Sceny z Małgorzatą i Marylą to jeden z najjaśniejszych punktów serialu – dialogi między obiema paniami zostały fantastycznie napisane i zagrane.

A skoro już o przemianach wewnętrznych mowa, to jest tu ich całkiem sporo – mniejszych, czy większych. Zacznijmy, a jakże, od samej Ani, która nie jest aniołem bez skazy ni zmazy. Poza pozytywnymi cechami, tj. bujną wyobraźnią, empatią i ciekawością świata, jest rozwydrzoną, wścibską plotkarą. Jednak poprzez kolejne epizody – przeprawę z przyjaciółką Maryli, Małgorzatą, nauczkę w szkole (czy to w pierwszym sezonie, czy w drugim) uczy się, że plotkowanie to nie najlepsza droga do zawarcia przyjaźni na całe życie. Gilbert przechodzi bardzo prostą metamorfozę – decyduje się porzucić dotychczasowe plany i zatroszczyć się bardziej o swojego przyjaciela, o którym opowiem później. Podoba mi się sposób, w jaki został poprowadzony wątek Gilberta – kłopoty, jakie sprowadzili na niego twórcy pozwoliły mu zmienić postrzeganie na wiele spraw – w tym jego relację z Anią i karierę. Jedźmy dalej! Maryla i Mateusz – ich przemiany są zgoła o wiele mroczniejsze niż Ani. Gospodyni, szczególnie w drugim sezonie, przeżywa wiele retrospekcji związanych z jej matką. Nachodzą ją wątpliwości związane z wyborami życiowymi, z którymi radzi sobie w taki czy inny sposób. Przemiana Mateusza jest absurdalna (zresztą jak niemal cały jego wątek w pierwszej serii). Jego postępowanie wynika kompletnie znikąd. Przez swoją bezmyślność niemal doprowadza do tragedii.

Pomimo wielu bezsensownych rozwiązań (decyzja Mateusza w pierwszym sezonie, zbytnie udramatyzowanie relacji Ani z jej koleżankami i kolegami) wywarło na mnie wrażenie to, w jaki sposób rudowłosa wpływa na inne postacie w Avonlea. Małgorzata, która od początku jest nachalną plotkarą, pod wpływem Ani i Maryli staje się nieco lepszą osobą. Generalnie sceny z Małgorzatą i Marylą zostały pięknie zagrane – nawet pomimo drobnych animozji wieloletnie przyjaciółki dobrze się dogadują. Rudowłosa sierota wprowadza do społeczności Avonlea dużo światła i nadziei – widać to szczególnie w scenach ze szkolnymi koleżankami i Colem. Ania rozbudza wyobraźnię w konserwatywnej Dianie, a nowemu koledze daje akceptację i nadzieję na lepszą przyszłość.

Twórcy położyli duży nacisk na problem złego postrzegania osób homoseksualnych – poświęcili mu cały odcinek.

Twórcy serialu postanowili zwrócić uwagę na wiele problemów dręczących współczesny świat. Zresztą, Ania nie Anna to przystrojona w dziewiętnastowieczne kostiumy opowieść o dzisiejszych czasach. Na poziomie poruszanych problemów serial zupełnie odchodzi od książkowego pierwowzoru. W Ani z Zielonego Wzgórza próżno szukać wątków LGBT, jest za to delikatnie zarysowany motyw feministyczny, który w serialu jest pokazany o wiele wyraźniej. Maryla zostaje zaproszona do Koła Postępowych Matek, a Ania jest przekonana, że może zostać tym, kim chce. Jedna z kobiet w mieścinie postanawia wybrać karierę naukową zamiast małżeństwa. Postać Muriel Stacy, nowej nauczycielki z Avonlea, zrywa z wszelkimi ograniczeniami obowiązującymi damy w tamtych czasach. Walka uczniów z uprzedzeniami konserwatywnych matek wobec Muriel jest jednym z najbardziej uroczych wątków w serialu.

Wątek osób o odmiennej orientacji seksualnej jest mocno widoczny, szczególnie w siódmym odcinku drugiego sezonu, w którym dochodzi do wielu emocjonalnych konfrontacji i wyznań. Historia ciotki Józefiny jest bardzo wzruszająca i z całą pewnością zasługuje na osobny epizod. Cole – przyjaciel Ani i uzdolniony artysta, jest dla twórców pretekstem do pokazania złego traktowania i licznych upokorzeń, jakie otrzymują w środowisku szkolnym uczniowie w jakiś sposób inni od reszty.

Poznany w czasie podróży Gilberta Sebastian namieszał w życiu chłopaka, ale był dla niego zarazem pewnego rodzaju drogowskazem .

Wprowadzony w drugim sezonie Sebastian okazał się dla Gilberta nieocenionym kompanem. Niestety, czarnoskóry mężczyzna był świadkiem wielu rasistowskich zachowań wymierzonych w jego stronę. Serial dobitnie pokazuje, że potrafią one zniszczyć życie i nadzieję na lepszą przyszłość. Sebastian drastycznie zmienił plany życiowe Gilberta, co ostatecznie okazało się dla konkurenta Ani dobrym rozwiązaniem. Warto zwrócić uwagę na sceny między tymi dwoma przyjaciółmi – ich dialogi są wspaniale napisane. Bije z nich duch braterstwa, ale nie brakuje też poczucia humoru. Mam nadzieję, że w trzecim sezonie ich wątek zostanie jeszcze bardziej rozwinięty.

Siła Ani, nie Anny tkwi w ukazywaniu problemów zwykłych ludzi i tego, jak sobie z nimi radzą. Nic, nowego, przecież wszystkie produkcje obyczajowe o tym opowiadają! Serial Netflixa ma jednak w sobie coś więcej: świetnie napisanych bohaterów, sceny wyciskające łzy z oczu i pełną radości główną bohaterkę. Ania, nie Anna jest o wiele dojrzalszą opowieścią od swojego książkowego pierwowzoru. Nie zapominajmy o tym, że Ania z Zielonego Wzgórza to sielska powieść o dorastaniu sieroty na wsi. Serial za to jest niezwykle mroczną historią z bohaterami mierzącymi się z przerastającymi ich problemami. Z jednej strony jest to zaleta, ale z drugiej wada. Szczególnie w pierwszym sezonie czuć przesyt coraz to mroczniejszymi i poważniejszymi kłopotami spadającymi na bohaterów. Niemal w każdym odcinku dzieją się rzeczy straszne i przygnębiające. Przez tak dużą ilość kłopotów, z którymi mierzą się bohaterowie, nie są one tak dramatyczne dla widza. Szczególnie jeśli prawie każde z nich znajduje rozwiązanie w kolejnym jednym/dwóch odcinkach. Na szczęście drugi sezon jest pod tym względem o wiele lepszy – problemy wciąż są, jednak nie są już głównym tematem serialu. Jest więcej scen z książek – mają one w sobie pewien niepowtarzalny klimat i urok, z którym próbuje mierzyć się pozostała część produkcji. Czasami serialowym scenom udaje się przeskoczyć te książkowe (jak na przykład w odcinku poświęconym jasełkom, który jest jednym z najlepszych w całym serialu).

Jasełka w Avonlea – pozornie sielska i wzruszająca scena, która kryje w sobie dużo mroku.

Ania, nie Anna to wzruszający, miejscami mroczny serial pełen ciepłych scen, dobrze napisanych postaci i dialogów. Klimatyczny soundtrack i piękne kadry tworzą jedyny w swoim rodzaju klimat kanadyjskiej wsi. To osobna historia bazująca na motywach książki Lucy Maud Montgomery. Co Wy myślicie o serialu? Podobał Wam się? Podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach!

Jedna myśl na temat “Skarb w głębi duszy, czyli o dobrych i złych stronach Ani, nie Anny

Dodaj własny

  1. Wartościowy wpis. 🙂 Muszę przyznać Ci rację w wielu aspektach, również tych negatywnych. Dopiero mam okazję oglądać „Anię…” i przyznaję, że ten serial szalenie mnie wzrusza. Ociepla rzeczywistość w tych trudnych czasach, pozwala uciec na Zielone Wzgórze. Warto również zwrócić uwagę na piękne krajobrazy oraz harmonijną muzykę. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dumnie wspierane przez WordPressa | Motyw: Baskerville 2. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑